Pamiętacie moją hardangerową serwetę? Oczywiście nic nie wyszło z planów ukończenia jej do 27 października, jako prezent kuzynka dostała książki, a serweta będzie dalej jako WIP i znajdę jej jakieś inne przeznaczenia - zobaczymy kiedy uda się sfiniszować :)
Jak na razie będzie przerwa, bo skończyła mi się perłówka nr. 5 (poszło już 25 g) - zamówiłam i czekam na dostawę. A stan na dzień dzisiejszy jest taki:
Hardanger, krzyżyki, frywolitki, szydełko, stitching cards i wiele wiele innych.... z braku czasu i zamiłowania do robótek...
poniedziałek, 31 października 2011
piątek, 28 października 2011
Już po :)
Przez cały październik miałam jedną mantrę - aby do soboty, aby do soboty, aby do soboty ;)
W zeszłą sobotę moja młodsza i jedyna siostra wyszła za monż :)
Że się zaręczyli wiadomo było pół roku temu, że chcę jej wyszyć jeden z obrazków Ty Wilsona wiedziałam od bardzo dawna. A dwa tygodnie przed ślubem zorientowałam się że na śmierć o tym zapomniałam :) Zaczął się więc wyścig z czasem, który nie bez trudu ale udało mi się wygrać :D
Zdjęcia bardzo marne, bo robione ciemną nocą 20 godzin przed ślubem tuż przed zapakowaniem :) Nie udało mi się uniknąć odbłysku lampy niestety :(
Belfast Antique White 32 ct
Mulina DMC czarna 2 nitki
Ręcznie farbowana Gloriana Cranberry 2 nitki
I jeszcze dwie fajne bardzo wg mnie atrakcje z wesela:
- zamiast popularnych w kręgach wschodnich skąd się obie rodziny wywodzą kokardek, było buttony, znaczki z grafikami pary "młodej".
- fotokabina - przez trzy godziny była ustawiona fotokabina, do tego całe pudło gadżetów typu kapelusze, peruki, okulary, sztuczne wąsy i temu podobne. W czasie jednej "sesji" powstawały cztery zdjęcia, które potem odbierało się wydrukowane w formie pocztówkowej, z imionami młodych i datą ślubu.
A na koniec piękna panna młoda i przystojny pan młody - mam nadzieję że mnie nie obedrą ze skóry za tą publikację :D
Ufff, teraz jeszcze wyleczyć zapalenie krtani i będzie można wrócić do starego trybu dnia powszedniego :)
W zeszłą sobotę moja młodsza i jedyna siostra wyszła za monż :)
Że się zaręczyli wiadomo było pół roku temu, że chcę jej wyszyć jeden z obrazków Ty Wilsona wiedziałam od bardzo dawna. A dwa tygodnie przed ślubem zorientowałam się że na śmierć o tym zapomniałam :) Zaczął się więc wyścig z czasem, który nie bez trudu ale udało mi się wygrać :D
Zdjęcia bardzo marne, bo robione ciemną nocą 20 godzin przed ślubem tuż przed zapakowaniem :) Nie udało mi się uniknąć odbłysku lampy niestety :(
Mulina DMC czarna 2 nitki
Ręcznie farbowana Gloriana Cranberry 2 nitki
I jeszcze dwie fajne bardzo wg mnie atrakcje z wesela:
- zamiast popularnych w kręgach wschodnich skąd się obie rodziny wywodzą kokardek, było buttony, znaczki z grafikami pary "młodej".
- fotokabina - przez trzy godziny była ustawiona fotokabina, do tego całe pudło gadżetów typu kapelusze, peruki, okulary, sztuczne wąsy i temu podobne. W czasie jednej "sesji" powstawały cztery zdjęcia, które potem odbierało się wydrukowane w formie pocztówkowej, z imionami młodych i datą ślubu.
A na koniec piękna panna młoda i przystojny pan młody - mam nadzieję że mnie nie obedrą ze skóry za tą publikację :D
Ufff, teraz jeszcze wyleczyć zapalenie krtani i będzie można wrócić do starego trybu dnia powszedniego :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)